– Można powiedzieć, że zawodnicy Olimpiad Specjalnych są po dobrej stronie mocy. Ich sport ma wszystkie cechy sportu wyczynowego, tylko że w innych proporcjach. Jak Mały Książę wprowadzili mnie w swój świat i zmusili do postawienia pytania: co czyni nas ludźmi – opowiada nam Zbigniew Rytel, dziennikarz TVP, twórca filmu dokumentalnego „Dzieci Mniejszego Księcia”, który powstał podczas Światowych Letnich Igrzysk Olimpiad Specjalnych w Atenach.
Dominik Szczepański: Czy warto robić filmy o sporcie?
Zbigniew Rytel: Sport to czyste emocje. Można go oglądać od wielu różnych stron. Emocje są zawarte w środku. Trzeba je tylko w odpowiedni sposób pokazać. To jest zadanie kina czy telewizji.
Biorąc pod uwagę zasięg i siłę emocji, jakie wywołuje, można powiedzieć, że sport to jedno z najważniejszych zjawisk społecznych. Pytanie, co popycha ludzi do ekstremalnego wysiłku, katorżniczej pracy, której efekt mierzy się setnymi częściami sekundy zadajemy sobie od trzech tysięcy lat. Ja staram się szukać odpowiedzi. Dzisiejszy sport zachował wiele podobieństw do swego starożytnego pierwowzoru i może być oglądany jako zjawisko quasi religijne. Zrobiłem nawet taki film w styczniu z Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem, tam gdzie Małysz żegnał się z kibicami. To, co zobaczyłem, nasuwało jedno skojarzenie – że przypomina to rodzaj bałwochwalczego kultu. Przenośnie rzecz traktując można powiedzieć, że jest to rodzaj pogańskiej mszy. Są wierni, wyznawcy, ci którzy przychodzą, żeby oddać cześć, pokłonić się. Współcześni zawodnicy oddają sportowi całe życie, 24 godziny na dobę trzeba podporządkować się celowi, jakim jest osiągnięcie mistrzostwa., a to czyni z nich współczesny odpowiednik starożytnych herosów – ludzi, którzy przekroczyli granice człowieczeństwa zbliżając się do bogów. Oczywiście za zwycięstwem idą pieniądze, idzie sława, ale one nie mogą być wystarczającą motywacją. Do tak ekstremalnego wysiłku, jakiego wymaga sport potrzeba czegoś więcej. Tak było przed tysiącami lat, tak jest teraz. Takim sportem – tym na wyżynach ludzkich możliwości – zajmowałem się kiedyś jako wyczynowy zawodnik i teraz jako autor filmów. Odpowiedź na Pana pytanie brzmi zatem – tak, warto. Nawet więcej, to fantastyczne zajęcie
Jak się w to wpisują Olimpiady Specjalne?
Kompletnie inaczej. Czysta idea sportu to uprawianie go na granicy wydolności, wytrzymałości. A prawdziwe mistrzostwo to przełamanie tej bariery ludzkich możliwości o pół kroku. Z tej perspektywy możemy zadać sobie pytanie, na ile Olimpiady Specjalne to sport. Z perspektywy ludzi biorących w nim udział – zawodników jest to wysiłek i pokonywanie własnych słabości. Drugi element sportu to walka o zwycięstwo, o to by być najlepszym. Zawodnicy Olimpiad Specjalnych nie zawsze traktują to, jako najważniejszą rzecz w życiu. Mimo to, widać to napięcie. Widziałem wiele autentycznych dramatów ludzi, którzy przegrali – zajęli drugie, trzecie miejsce – a nie pierwsze. Prawdziwe dramaty, łzy zawodu, niekontrolowane do końca emocje. W świecie Olimpiad Specjalnych są one na wierzchu, jak koniuszki nerwów wystawione wszędzie. To fantastyczne swoją drogą.
Dlaczego?
Bo Olimpiady Specjalne pokazały mi inną stronę sportu. Tę, którą najtrudniej dostrzec i najtrudniej zrozumieć. Podstawowe funkcje sportu to: maksymalny wysiłek włożony w walkę o zwycięstwo, rywalizacja fair play, poświęcenie się w treningu, a co za tym idzie – doskonalenie siebie. Te idee wynoszą nas na poziom nadludzki. Trudno mówić o tym w związku z Olimpiadami Specjalnymi.
Nie spotkał się Pan z przejawami nadludzkiego wysiłku?
Tego nie powiedziałem, bo widziałem takie sytuacje. W niektórych przypadkach walka o zwycięstwo była na najwyższym poziomie. Przed oczami stoi mi jedna ze scen z filmu. Polska mieszana sztafeta na basenie walczy o medal. Na ostatniej zmianie nasz reprezentant swój dystans przepłynął na dwóch oddechach. To pokazuje prawdziwe, wyczynowe zaangażowanie. Generalnie jednak, nie to rzuca się w oczy podczas zawodów Olimpiad Specjalnych. Najważniejszą rzeczą jest, że sport łączy
ludzi. Sport jest zjawiskiem społecznym. Daje możliwość rywalizacji, nawet na poziomie grubo dalekim od tych wyżyn wyczynowych. Sport wzbogaca każdego człowieka. Wzbogaca zawodników Olimpiad Specjalnych otwierając im świat, który w innym wypadku byłby zamknięty. Daje im możliwość wyjścia poza swoje ograniczone środowisko. Sport otwiera im furtkę, przez którą mogą wyjść ze swojego ogrodu.
Miał pan wcześniej kontakt z ludźmi niepełnosprawnymi intelektualnie?
Nigdy. Ludzie ci mają pewne ograniczenia poznawcze, ale za to inne cechy są w nich rozbudowane w dodatkowy sposób. Ich życie przypomina trochę mieszkanie w ogrodzie. Ładnym, wewnętrznym ogrodzie. Sport umożliwia im otwarcie furtki i wyjście na zewnątrz, do świata, w którym dominuje intelekt. W tym świecie wszystko jest hierarchizowane i sterowane przez rozum. Dzięki sportowi zawodnicy Olimpiad Specjalnych mogą wejść do tej rzeczywistości – dumni z tego co robią, dumni że są nadzwyczajni. Bo są. Mało o tym wiemy, nie zauważamy tego. Sport daje im możliwość, by z podniesionym czołem stanąć przed resztą świata – „bo ja jestem nadzwyczajny, jestem medalistą.” Nawet nie ma to wielkiego znaczenia czy były to Światowe Letnie Igrzyska Olimpiad Specjalnych w Atenach czy zawody w Kielcach, Olsztynie o zupełnie innej randze.
A jak został pan przez nich przyjęty?
Cała ekipa, ja, mój operator i dźwiękowiec, zostaliśmy przyjęci w sposób bardzo otwarty. Ja w ogóle mam wrażenie że są to ludzie niesamowicie otwarci. Napisałem o tym na okładce mojego filmu.
„Tytuł: Dzieci Mniejszego Księcia. Opis: Inne planety, po których oprowadza czytelników Mały Książę istnieją naprawdę. One są tuż obok nas. Wystarczy znaleźć się na planecie, która nazywa się Olimpiady Specjalne, aby odkryć świat, w którym nie obowiązuje wyrachowanie, koniunkturalizm i rozumowe dzielenie włosa na czworo. Obowiązuje za to szczerość emocji, prawdomówność uczuć i spontaniczna radość ze spotkania drugiego człowieka…”
Dla mnie było to wzbogacające spotkanie. Są to ludzie, którzy w mniejszym stopniu udają, w dużo mniejszym stopniu są koniunkturalni, wyrachowani. Są więc albo pozbawieni wad współczesnego człowieka albo mają ich o wiele mniej. Co paradoksalnie czyni ich w większym stopniu ludźmi.
I stąd ten Mały Książę?
Tak. Pytanie: co sprawia, że jestem człowiekiem? Pierwsza odpowiedź: bo jestem rozumny. Rozum czyni nas ludźmi. Ale czy tylko? Czy w największym stopniu? Większość ludzi odpowie: tak, w największym stopniu. Dla mnie pobyt w Grecji absolutnie kazał zweryfikować tę hierarchię. Niepełnosprawni intelektualnie są w mniejszym stopniu ludźmi? Absolutnie nie! I teraz takie równanie: intelektu – mniej, człowieczeństwa – mnóstwo. Zweryfikujmy, co sprawia, że człowiek jest człowiekiem? Nie mam oczywiście gotowej recepty, ale takie pytanie sobie zadałem i o
tym chciałem opowiedzieć. Mały Książę skojarzył mi się od razu, bo jest symboliczną lekturą, która pokazuje prostotę podstawowych pytań o sens świata, życia, bycia człowiekiem. Prostotę […], którą mają w sobie dzieci. Nim życie odciśnie na nich swoje piętno zgorzknienia, wyrachowania, czasem cynizmu. U zawodników Olimpiad Specjalnych zobaczyłem te świeże emocje. Jeśli coś mi się podoba, to coś mi się podoba – pokazuję to natychmiast, bez zastanowienia. Jak coś mi się nie podoba – mówię o tym. Oto świeżość Małego Księcia, który zadaje proste pytania. Prawdziwe, nie udawane uczucia. „Lubię Pana, Panie Zbyszku. Lubię Pana, Panie z Telewizji” – rzucali mi się na szyję. Dzięki nim zetknąłem się ze światem, w którym nie ma gier prowadzonych za pomocą rozumu – wyrachowania, koniunkturalizmu.
Więc co czyni nas ludźmi?
Te cechy w nie mniejszym stopniu niż rozum. Dzięki tym cechom jesteśmy skłonni do szczerych emocji. Gdy chcemy płakać – płaczemy. Gdy jesteśmy absolutnie wściekli na świat, to ryczymy z wściekłości. Kiedy nam jest bardzo dobrze – okazujemy to. Oto jeden z ważnych elementów świata zawodników Olimpiad Specjalnych, który widać o wiele wyraźniej, niż w świecie poza nim. Dzięki temu wyjazdowi zobaczyłem, że spotkanie z innymi ludźmi jest niezwykle ważne. Sport na poziomie Olimpiad Specjalnych w zestawieniu ze sportem wyczynowym też ma swoją wyjątkową wartość. Rywalizacja ludziom z niepełnosprawnością intelektualną daje to samo, co rywalizacja wyczynowym sportowcom. To ta sama walka o zwycięstwo, to samo zwycięstwo, co wygrana mistrza olimpijskiego, a wysiłek włożony w zwycięstwo sprawia – jak w sporcie ludzi „pełnosprawnych” – że stają się lepszymi ludźmi. I to jest cały sens sportu na jakimkolwiek poziomie.
Dla kogo jest ten film?
Dla wszystkich, którzy potrafią przeczytać Małego Księcia ze zrozumieniem. Niezależnie od wieku. Chciałbym, by po obejrzeniu, zostały w nich te same pytania, które ja zadawałem sobie w trakcie mojego pobytu w Grecji: co sprawia, że jestem człowiekiem? Na przykładzie zawodników Olimpiad Specjalnych – ludzi, którzy może mają deficyt cechy, która zawsze wydawała mi się najważniejsza. A może nie jest aż taka ważna? Parafrazując kinowy klasyk, jeśli rozum jest rodzajem mocy, to można tę moc wykorzystywać pomnażając dobro, albo przyczyniając się do szerzenia zła.
Pointa?
Zawodnicy Olimpiad Specjalnych są po dobrej stronie mocy.
rozmawiał Dominik Szczepański